Spódnice w górę!

Ze Spódnicowego Facebooka #3

Facebookowe statusy mają to do siebie, że dość szybko giną w odmętach Internetów. A że bywają lekko pół śmieszne, to postanowiłam co ciekawsze kąski zebrać i jeszcze raz opublikować, ale tym razem na blogu, żeby żadne nowe i wściekłe fejsbukowe algorytmy nie przeszkodziły wam w pośmianiu się ze mnie, Lubego i Futrzastych. Bawcie się dobrze 😉

Część pierwsza: Ze Spódnicowego Facebooka #1

Część druga: Ze Spódnicowego Facebooka #2 


– … i taka cierpiąca jestem, rany kłuto-szarpane mam, słabnę, słabnę, no boli przeokrutnie, krwi tyle straciłam, siniaki takie paskudne mam, cudem na własnych nogach stamtąd wyszłam…

– Naprawdę?

– No ba, to przecież bardzo poważna ingerencja medyczna była!

– No popatrz, a ja myślałem, że ty po prostu na badanie krwi idziesz…

– … ale to taka wielka igła była!


Właśnie usłyszałam od Lubego, że mentalnie jestem „róziową” pięciolatką. Też wymyślił. Przecież to oczywiste.


Uwielbiam migreny – czuję się jak zombie na kacu, któremu ktoś kijem bejsbolowym przywalił w łeb, a – jak się możecie domyślać – to dość niebanalne doświadczenie. I choć poziom drażliwości podskoczył mi ze zwyczajowych 120 do jakiś 300 procent, to o dziwo, odkryłam związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy bólem głowy, a tworzeniem treści abstrakcyjnych – jeszcze chwila, a w przypływie kreatywności zacznę tworzyć nowe dialekty w języku elfickim, albo konstruować światy w odległych galaktykach.


Luby jest istotą dość pomocną, a do tego ogarniającą programy graficzne, więc mówię, że chcę grafikę i że mrugam:

– Będziesz mieć wieczorem.

– Tekst pójdzie dopiero jutro popołudniu, ciśnienia nie ma.

– Nie mów mi tak! Nie mów mi tak, bo zapomnę i nie zrobię.

– Dobra, to chcę tą grafikę na wczoraj! Lepiej?

– Lepiej.


Luby przyszedł z wiechą, że niby jesteśmy już razem pięć lat i że podobno to wcale nie jest prima aprilisowy żart. Zaraz, zaraz – jeśli jesteśmy już razem pięć lat, to znaczyłoby, że ja w tym roku skończę… Ała, zabolało.


Pomalowałam się tylko po to, żeby iść do spożywczaka. No co za żenada. #facepalm


– Ej, co jest?! Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? – Luby pyta mnie przerażony.

– No dobrze. Czemu pytasz?

– No bo powiedziałem „włanczać”, a nie „włączać”, a ty mnie nie poprawiłaś!

Życie z grammar nazi.


No obawiam się, że robaczek, który trafił na bloga prosząc wujka Google o „spódnice w górę porno” raczej nie znalazł tego, czego szukał…


Jeśli wziąć pod uwagę zamiłowanie do produkcji o superbohaterach i mutantach, to tak – jestem czternastolatkiem uwięzionym w ciele kobiety.


Z fanpejdża Lubego: No i jak tu wygrać z serialem… Po tym SMSie jestem zupełnie bez szans… „Jon Snow będzie żył! Ożył wczoraj w Stanach, dzisiaj ożyje u nas! Yupi-jaj-jej! Galopem, galopem* z radości biegam! „

*Kto nie wie, o co chodzi z galopem, niech koniecznie zapozna się ze skeczami brytyjskiej komiczki Mirandy Hart 😉


Jak reaguje na propozycję wyjścia na #szoping?

– To nie fair, ja ostatnio byłam zbyt miła, żeby mnie tak wrednie galeriami handlowymi karać. Poza tym nie po to człowiek wymyślił Internet, żeby teraz za ciuchami po sklepach latać!

#typowakobieta 😈


Czasem się zastanawiam, czy mój blog jest ludziom w jakimkolwiek stopniu pomocny, a potem dowiaduje się, że ktoś trafił na niego wpisując w wyszukiwarkę hasło: „jak poczuć się dorosłym”. I już wiem, już mam pewność. NIE JEST 😂


– Byłem z twoim psem na spacerze. Ale ona jest niegrzeczna! Chciała pożreć jorka! – żali się Luby.

– Niegrzeczna? Ona nie bywa niegrzeczna, to najwyraźniej były twoje negatywne fluidy!

I dyskutuj tu sobie ze zwariowaną psio-kocią matką.


Właśnie odpaliłam po raz pierwszy Netflixa. Obawiam się, że odkleję się od telewizora dopiero w okolicach wiosny.


Byliśmy wczoraj z Lubym na weselu. Gdzieś mniej więcej w połowie imprezy padliśmy ze znajomymi na kanapy, narzekając na te wszystkie szpilki, wyjściowe kiece, garnitury, muszki, kołnierzyki i lakierki, które uciskały nas we wszelkie możliwe części ciała, jednocześnie deklarując naszą ogromną tęsknotę za pozostawionym w domu dresem i sportowym obuwiem. I wtem Luby tak nas wszystkich podsumował:

– No wiecie, przez życie to trzeba iść WYGODNIE, a nie GODNIE!

Zawsze wiedziałam, że to TEN jedyny ❤️ Miłość do dresu łączy ludzi 😉


Miałam sen. Genialny sen. Tak genialny, że książka by z tego była. Przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy przebudziłam się w środku nocy, bo teraz jestem w 100% pewna, że z tym pomysłem to rynku wydawniczego na kolana nie rzucę. Bo żeby rzucić, to jeszcze musiałabym pamietać, co tak właściwie mi się śniło…


Odkryłam dzisiaj, że jestem mistrzem w dwóch rzeczach: w traceniu polubień na Facebooku i kupowaniu za dużych spodni. Taa, poniedziałek…


Musiałam zrobić sobie dzisiaj zdjęcia. Takie wiecie – do dokumentów. Mam je w dwóch wersjach: z miną a’la Resting Bitch Face i takie uśmiechnięte. I wiecie co? To pierwsze z powodzeniem mogłoby być ozdobą kroniki kryminalnej, a to drugie jest jak żywcem wyjęte z kartoteki psychiatrycznej. No fotogeniczna ze mnie bestia, nie ma co!


Lato się zbliża, więc w głowie zdążył mi się już włączyć tryb „O jeżu, muszę na gwałt schudnąć!”. Właśnie miałam wdziewać sportowy trykot i zacząć ćwiczyć, ale zamiast tego wybrałam coś, za czym również nie przepadam, ale przynajmniej się przy tym zbytnio nie męczę – włączyłam mecz. No bo wiecie, dla takiego lenia i pierdoły sportowej jak ja, oglądanie innych ludzi, którzy biegają, jest prawie jak trening.


Że też zawsze mam tego pecha i trafią mi się tacy do bólu rozrywkowi sąsiedzi, zamiast tego mojego wymarzonego sąsiada idealnego – samotnego księgowego z zamiłowaniem do filatelistyki. No co za niefart.


Pięć warstw ciuchów, dwie pary skarpetek i nawet umiem nie marznąć na mrozie. Wow, co za osiągniecie, chyba wpiszę to sobie do CV 😂


Dzisiejsze statusy pochodzą z dwóch miejsc:

SPÓDNICOWEGO FACEBOOKA

i MOJEGO TWITTERA

Koniecznie napiszcie mi w komentarzach, jakie wpadki i śmieszne sytuacje zaliczyliście w ostatnim czasie – bo wiecie, grunt to mieć do siebie dystans.

Do napisania!

podpis

unnamed-1024x1024