Spódnice w górę!

Higiena PSYCHICZNA.

Mam w życiu taką jedną zasadę, taką busolę wszelkich i codziennych poczynań.

Mieści się ona w głowie, chociaż o tym, że zaraz się uruchomi informują mnie zazwyczaj tępe bóle pod żołądkiem. Ta busola czuła jest na wyłącznie jeden parametr – mierzy skalę mojego dyskomfortu psychicznego.

Kiedyś wydawało mi się, że moja konstrukcja psychiczna zrobiona jest z tytanu.

I może faktycznie tak było, bo całkiem dobrze się trzymałam, niezależnie od tego, jak wiele miałam obowiązków, w ilu stresujących sytuacjach akurat tkwiłam i jak bardzo “czynnik ludzki” podnosił mi ciśnienie. I był to też czas, kiedy widziałam wyraźną zależność pomiędzy wysokim poziomem kortyzolu, który szalał mi we krwi, a poczuciem własnej sprawczości, bo cały ten stres działał na mnie mobilizująco. Im większe napięcie, tym bardziej czułam się zdeterminowana, by jak najszybciej z sytuacją się uporać. Więc tak – był taki czas, kiedy byłam w całkiem dobrej kondycji psychicznej.

Ale potem wiecie – zdażyło się życie. Życie, które mnie ostro poturbowało.

I ten tytan dosyć konkretnie się nadwątlił.

Czas jest całkiem dobrym terapeutą. Kilka miesięcy minęło, mnie udało się odzyskać względną równowagę psychiczno-emocjonalną. Względną, bo choć codzienne funkcjonowanie wychodzi mi już całkiem nieźle, to czuję się słaba. Cholernie słaba, nieodporna. Przestraszona, ilekroć czeka mnie jakaś zmiana. Rozbita, kiedy mam o czymś zdecydować. Bo byle bzdura wystarczy, żeby wybić mnie z tej koleiny równowagi, do której z takim trudem się doczołgałam.

Teraz stres nie sprawia, że nastawiam się na działanie. Teraz przez stres nastawiam się na dygotanie pod kołdrą.

I przez to moje obecne rozdygotanie postanowiłam, że muszę zafundować sobie dodatkową porcję troski.

Troski o własną higienę psychiczną.

I generalnie myślę sobie, że takie granie do własnej bramki, myślenie o tym, co wpływa na nas negatywnie i minimalizowanie tego dyskomfortu jest dobrym nawykiem. Nie tylko dla tych, którzy aktualnie tkwią w psychicznym dołku, dla każdego. Warto być dla siebie miłym, warto dbać o swoje zdrowie psychiczne. Bo na wiele rzeczy nie musimy się zgadzać, jeśli ta busola zaczyna w głowie wariować, a sytuacja uwierać.

W psychologii wiele pojęć definiowanych jest w sposób niezwykle płynny. O tym, czy dane zjawisko wartościuje się pozytywnie, czy negatywnie decydować będzie właśnie ta delikatna granica komfortu jednostki – bo jeśli coś ci przeszkadza, przez coś cierpisz, to nie jest to dla ciebie dobre. I tyle. Więc zmykaj od tego, jak szybko tylko możesz.

Może to takie drobne zboczenie zawodowe, ale bardzo lubię przyglądać się temu, jak funkcjonuje, co wyprawia z moim ciałem mój mózg, lubię analizować, rozkładać emocje na czynniki pierwsze. Zastanawiać się, jakie konkretnie zdarzenie było odpowiedzialne za wywołanie danej reakcji fizjologicznej i dalej – takich a nie innych odczuć. Roboczo nazwałam to sobie emocjonalną samoświadomością i niezwykle cenię sobie tę formę skierowanej na siebie uwagi, bo bywa bardzo pożyteczna.

Przydaje się chociażby do stworzenia sobie katalogu zdarzeń potencjalnie trudnych.

Takich kwestii, które wiecie – nie są wam obojętne, które już nie raz kładły się cieniem na waszej psychicznej równowadze i wpędzały w różne dołki. To może być wszystko. Skomplikowana relacja, niemiłe wspomnienie, czy jakiś temat zapalny. Wszystko, co powoduje dyskomfort. Warto się obserwować, warto poświęcić na to czas, warto wnikliwie przyglądać się własnym stanom emocjonalnym. Taka wiedza jest cenna.

Bo świadomość potencjalnie trudnych zdarzeń daje czas na reakcję, na wycofanie się z drażliwej sytuacji, oszczędzenie sobie stresu. Taki katalog jest podstawowym narzędziem do zapewniania sobie optymalnego poziomu higieny psychicznej.

A kolejnym z nich jest bezpieczne tkwienie sobie w strefie komfortu.

Nie uważam, żeby strefa komfortu była czymś złym. Szczególnie dla tych, którym życie skutecznie kondycję psychiczną rozłożyło na części.

Bo kokon bezpieczeństwa pomaga się z takich sytuacji wygrzebać. A kokon to stabilizacja, rutyna, przewidywalność. I eliminowanie niepotrzebnego stresu.

Więc jeśli coś zahacza o ten katalog zdarzeń trudnych, powoduje dyskomfort, jeśli coś uwiera – nie wahajcie się powiedzieć pas. Nie zrobię, nie przyjdę, nie chcę o tym rozmawiać. Bądźcie dla siebie mili, dbajcie o swój dobrostan, dbajcie o swoją równowagę psychiczną. Jeśli tylko sytuacja na to pozwala, wymiksujcie się od wszystkiego, co przyniesie wam niefajne, psychiczne konsekwencje. Put your mental health first. 


I nie ważne, co inni o tym sądzą, co powiedzą i jak wielkie będą mieli pretensje. Bo to nie oni zostaną potem z bałaganem w głowie.

Więc dbajcie o siebie. Sami.

Do napisania!

SPÓDNICOWY NEWSLETTER

Zapisz się, żeby nie przegapić niczego, co pojawia się na Spódnicach!

     
Loading...