Spódnice w górę!

7 grzechów głównych blogera

Nie wiem czy jesteście tego świadomi, ale 31 sierpnia w kalendarzu figuruje jako pewna dość szczególna okoliczność. I skoro na tym blogu wpisami uświetnia się również inne – nazwijmy to nieformalne, choć w rzeczywistości są po prostu bzdurne – okazje, takie chociażby, jak dzień kota, czy każde kolejne urodziny Spódnic, to tym bardziej nie powinno was dziwić, że i dzień blogera doczeka się tu okolicznościowej publikacji.

Każdy, kto z blogerami miał cokolwiek do czynienia ten wie, jak specyficzne są to jednostki. Zresztą – czego można by się spodziewać po ludziach, którzy z własnej, niczym nieprzymuszonej woli uprawiają w Internecie mentalny ekshibicjonizm. Jako dość pokaźna grupa reprezentująca jeden z występujących na łamach sieci gatunków Internautów daliśmy się poznać na wylot. Dlatego też dzisiaj, z racji tego, że jest ku temu okazja, wyjątkowo nie będziemy nad blogerami piać z zachwytu, a przyjrzymy się głównym popełnianym przez nich w Internecie grzechom.


PYCHA


Ustalmy sobie jedno – bloger ma zawsze rację. Trudno nawet ustalić, czy to przekonanie zaczyna pojawiać się w blogerskiej głowie tym silniej, im dłużej on tego swojego bloga prowadzi, czy też do zostania blogerami bardziej predysponowane są osoby, które od zawsze miały dość wysokie mniemanie o własnej nieomylności. Niemniej, bloger ma zawsze rację. Po to zresztą założył bloga – żeby inni też mieli okazję się o tym przekonać. A że ktoś ośmiela się mieć czasem inne zdanie? Toż to hejterstwo w najczystszej postaci! Banicja, internetowa banicja się tym wiarołomcom należy. No przecież każdy wie, że komentarze pod postami służą jedynie do potakiwania podszytego uwielbieniem.


CHCIWOŚĆ


No umówmy się – jedynym, co się w tym blogerskim życiu naprawdę liczy są lajki. Lajki i komentarze. I na tym cały myk polega, żeby tych lajków i komentarzy było jak najwięcej. Po to bloger żyje, oddycha i palcami w klawiaturę naparza. Dostatecznie duża liczba lajków i komentarzy w pewnym momencie materializuje się jako kolejny z obiektów pożądania – popularność blogera. A od popularności przez współprace droga na wyściełane czerwonymi dywanami salony jest już krótka. Proste? Proste.


NIECZYSTOŚĆ


Żeby móc być blogerem, trzeba wykształcić w sobie szereg cech i umiejętności. Nie wystarczy tu pomysł i choćby nikła umiejętność pisania. O nie, bloger musi “umieć w social media”, mieć choćby nikłe pojęcie o marketingu i reklamie, uzbroić się w aparat fotograficzny, ogarniać programy graficzne oraz być sobie informatykiem, programistą i pomocą techniczną w jednym. I gdyby tego było mało, to przy tworzeniu swojego miejsca w sieci znaczenie ma jeszcze pewien, można by powiedzieć, że z pozoru nieistotny, detal – poczucie estetyki. Life is brutal, a konkurencja nie śpi – brzydkie strony popularnością się nie cieszą, a czytelnicy są wybredni. Fonty, szablony, zdjęcia – wszystko to musi być cacane i śliczniutkie. I nikt na Instagramie nie chce oglądać bałaganu i sedesów!


ZAZDROŚĆ


Niby zazdrościć nieładnie, ale w przypadku blogerów zazdrość potrafi być szalenie konstruktywna. Nic tak nie motywuje do pisania jak wyskakujące na fejsbukowej tablicy powiadomienia o nowych publikacjach kolegów po fachu…


NIEUMIARKOWANIE


Och, tytani lifestyle’u z waszymi obiadkami w fikuśnych knajpkach! Fitnes-maniacy ze zdjęciami w sportowych trykocikach okraszonymi zrzutami ekranu z Endomondo. Parentingi z tymi wszystkimi pociesznymi dziecięcymi akcesoriami. Szafiarki z modnymi fatałaszkami. Kosmetykoholiczki ze zdjęciami szponów. I wszyscy wy, którzy odkryliście, że obserwującym was w mediach społecznościowych osobom wybitne podpasował jeden konkretny typ zdjęć, w związku z czym zaniechaliście robienia jakichkolwiek innych – zlitujcie się.


GNIEW


Gniew w Internecie jest zjawiskiem wyjątkowo szkodliwym. I nie dotyczy on wyłącznie blogerów, ale wszystkich użytkowników sieci, choć oczywiście tych pierwszych akurat dość łatwo z równowagi wyprowadzić (patrz – PYCHA). A potem jesteśmy świadkami wszystkich tych paskudnych dowodów ludzkiej złośliwości i słownych przepychanek na łamach naszych profili na Twarzoksiążce. Dlatego też, Drogi Internauto, niezależnie od tego, co w sieci robisz – korzystasz z serwisów społecznościowych, komentujesz, udzielasz się na forach dyskusyjnych, tworzysz strony, piszesz blogi, czy wykorzystujesz Internet do pracy – nie łudź się, żeś anonimowy i wszelkie przejawy twojego chamstwa przejdą niezauważone. Internet pamięta.


LENISTWO


Można sobie wmawiać, że w blogerskim światku odkąd pojawił się slow blogging zjawisko prokrastynacji nie istnieje. Bo wybitnie niska częstotliwości pojawiania się postów na blogach to nie lenistwo, a ideologia. Ale czas spojrzeć prawdzie w oczy – nieregularne i rzadkie publikacje zabijają blogi. A wierzcie mi – jako wybitnie leniwa blogowo jednostaka – wiem co mówię 😉


A Wy? Jakie blogerskie grzechy popełniacie lub zauważacie?

Jeśli kręcą Was około blogowe tematy, to mam tu kilka wpisów, które mogą Was zainteresować:

Jak wytrzymać pięć lat z blogerką (tekst autorstwa Lubego, w którym bezczelnie się ze mnie i moich blogerskich perypetii naśmiewa);

Bo prowadzenie bloga jest takie proste (tu dowiecie się, dlaczego należy obawiać się blogerów uzbrojonych w widelce);

Blogowanie w rytmie slow (a tu, że w blogerskim żargonie lenistwo zyskuje zupełnie nową nazwę).

Do napisania!

podpis

unnamed-1024x1024

SPÓDNICOWY NEWSLETTER

Zapisz się, żeby nie przegapić niczego, co pojawia się na Spódnicach!

     
Loading...