Spódnice w górę!

Pomysł na weekend: SYCYLIA

Sycylia to dość specyficzne miejsce. A Sycylijczycy to dość specyficzni ludzie. Podobno jednym, co można o nich powiedzieć z całą pewnością jest to, że przejawiają dość wyniosłą skłonność do izolacji. Gdyby Sycylii od Półwyspu Apenińskiego nie oddzielało morze, to sama by z pewnością w końcu się od niego oderwała.

 

Przez stulecia Sycylia przechodziła z rąk do rąk: najpierw greckich, potem rzymskich, jeszcze później arabskich i francuskich, by w końcu na krótko stać się nawet własnością Hiszpanów. Nie trudno się więc Sycylijczykom dziwić, że póki co nadal sobie politycznej przynależności do Włoch nie przyswoili, a wszystkiemu co obce, przyglądają się z rezerwą. “Rezerwa” jest w tym przypadku raczej dość oględnym eufemizmem, ponieważ żeby w pełni oddać stosunek Sycylijczyków do turystów zwłaszcza, trzeba by było użyć sformułowania “niezbyt dobrze skrywana wrogość”. Idąc ulicą zdają się oni przede wszystkim taksować wzrokiem tłum w poszukiwaniu czegokolwiek, co miało by choć odrobinę jaśniejszą skórę od ich własnej, a wyraz swojej wrogości dają głównie poprzez rzucanie przechodnią nienawistnych spojrzeń i ustawiczne się nań gapienie. No nijak ich zachowanie nie pozostawia wątpliwości co do tego, że gdyby nie te wszystkie euro, które turyści to tu to tam po knajpach zostawiają, to najchętniej kazali by im wszystkim ze swojej pięknej sycylijskiej ziemi spadać.

Z tą izolacją coś jest na rzeczy – spróbuj się człowieku z Sycylijczykiem dogadać. Swego czasu mówiło się o Francuzach, że są oporni w kwestii przyswajania sobie powszechnie obowiązującego w komunikacji międzynarodowej języka angielskiego, nie ucząc się go wcale i nawijając jedynie w swej ojczystej francuskiej mowie. Ten kto rozpowiadał te farmazony z pewnością nie był nigdy na Sycylii. Tam nawet kiedy łamanym włosko – migowym prosisz w knajpie o kartę dań w języku angielskim to i tak dostaniesz taką, która jest po włosku, choć kelner zarzekał się będzie, że to jest angielski. Ba! Nawet Włosi podobno z Sycylijczykami dogadać się nie mogą –  w końcu włoski włoski to nie to samo, co sycylijski włoski.

Gdy się tak dłużej Sycylijczykom przyjrzeć, to nietrudno dojść do wniosku, że pomimo całego tego wysiłku, który wkładają w zachowanie swojej odrębności, to tak naprawdę niewiele od reszty mieszkańców Europy się różnią. W ogóle mam takie przemożne wrażenie, że gdyby nie przejawy miejscowej kultury, architektura i język, którym się posługujemy, to wcale byśmy się tak bardzo od siebie nie różnili. Gdziekolwiek się nie pojedzie, to z pewnością i tak na miejscu spotka się ludzi, którzy będą się podobnie do nas nosili, podobne rzeczy robili i bawili się dokładnie takimi samymi elektronicznymi pieszczochami. Gdyby nie szczątkowe resztki lokalnej obyczajowości, to jak nic moglibyśmy twierdzić, że żyjemy w jednej, wielkiej globalnej wiosce.

Pisząc o Sycylii nie można nie wspomnieć też o jednym – o sjeście. Pół królestwa z Futrzastymi włącznie temu, kto mi powie ile tak właściwie ma na Sycylii trwać sjesta. Bo moim skromnym zdaniem ona ani się nie zaczyna, ani nie kończy – raczej jest stanem permanentnym. Ja rozumiem, że Włosi dość zręcznie wpletli w swoją codzienność ideę “il bel far niente”, czyli “sztuki robienia niczego”, ale żeby do wszelkich publicznych przybytków dało się dobić jedynie we wczesnych godzinach porannych, a potem dopiero wieczornych, to lekka już przesada. Nawet ja – a muszę przyznać, ze leniem jestem patentowanym – przejawiam częstsze w ciągu dnia okresy aktywności.

Weekend w Trapani

Jeżeli planujecie weekendowy wypad na Sycylię, to polecam wam wybrać się do Trapani. Ta miejscowość ma jedną zasadniczą zaletę – znajduje się raptem 20 minut drogi od lotniska, dzięki czemu nie marnujecie czasu, którego i tak w ciągu tych plus minus trzech dni macie mało. To raz. Dwa – Trapani znajduje się zaraz nad samym brzegiem Morza Śródziemnego, więc można i pozwiedzać i pobyczyć się na plaży, co według mnie jest zasadniczą zaletą tego miejsca. A po trzecie warto do Trapani pojechać chociażby tylko po to, żeby zobaczyć obłędne, przepiękne i wpisujące się w typowo włoską architekturę stare miasto (i żeby sobie tego wrażenia nie popsuć radzę się zbytnio poza to stare miasto nie zapuszczać – nowsza część Trapani przypomina raczej arabsko – meksykańskie slumsy).

Co zaś się tyczy zwiedzania, to zależy na jak długo planujecie w Trapani zabawić. Warto sobie wcześniej poszperać w Internecie co do atrakcji turystycznych i różnych wydarzeń kulturalnych, czy festiwali, które będą się odbywały w czasie, kiedy planujecie wakacje, bo tam non stop się coś dzieje. Ja gorąco polecam wam znajdujące się na wzgórzu Eryks miasteczko Erice, do którego można się dostać z Trapani kolejką linową. Erice jest o tyle specyficznym miejscem, że większość miejskiej zabudowy nie zdążyła się za wiele od czasów średniowiecznych zmienić. Miasteczko jest piękne, urokliwe, a jego uliczkami można się plątać godzinami, zwłaszcza gdy oddalicie się trochę od głównych ulic – a co za tym idzie głównych turystycznych szlaków – i traficie do tej trochę bardziej wyludnionej części.

Mam wam też do polecenia kilka adresów w Trapani i głównie mam tu na myśli restauracje i knajpy, do których warto się wybrać. Po pierwsze jest to knajpa Garibaldi 58 na Via Giuseppe Garibaldi (to jedna z głównych ulic na starym mieście) – pracuje tam bardzo fajna dziewczyna, Polka – ma na imię Marzena, która jest chodzącym kompendium wiedzy o Trapani i Sycylii  w ogóle, więc na pewno chętnie wam doradzi, co fajnego możecie jeszcze w Trapani zobaczyć i gdzie możecie dobrze zjeść. Poza tym będąc w Trapani koniecznie musicie się wybrać do pizzerii na Via Dante Alighieri (to ulica biegnąca zaraz nad samym brzegiem morza, równoległa do Via Garibaldi) – dają tam najlepszą pizzę w mieście. Serio, tak niesamowicie dobrej pizzy jeszcze w życiu nie jadłam, ona mi się aż śni po nocach. Będąc tam szukajcie najbardziej niepozornego lokalu – raptem kilka stolików, ustawionych od niechcenia na chodniku, trochę obskurnie, zwłaszcza w porównaniu do wszystkich innych lokali na tej ulicy – ale niech was wygląd knajpy nie zrazi, bo jestem pewna, że tak obłędnej pizzy jeszcze nie jedliście! Polecam wam też lodziarnie na Via Torre Arsa, bo dla ich sorbetów byłam gotowa z miejsca w Trapani zamieszkać.

Na koniec muszę was jeszcze lojalnie o dwóch sprawach uprzedzić. Po pierwsze na Sycylii jest okropnie drogo – za obiad dla dwóch osób trzeba zapłacić minimum 120 złotych. I niestety to nie tylko knajpy są tam tak drogie, tam generalnie wszystko jest drogie. Po drugie musicie być świadomi tego, że sycylijskie plaże do najczystszych nie należą – do tego stopnia, że aż miałam opory przed tym, żeby chodzić po piasku boso, nie mówiąc już o położeniu się na ręczniku i opalaniu. Może w sezonie sprawa ma się trochę inaczej i te plaże są bardziej zadbane – tego nie wiem, ale kiedy ja tam byłam (a było to w maju, przed tym sezonem stricte wakacyjnym) było naprawdę tragicznie.


Na dziś to już wszystko i mam nadzieję, że jeśli wybieracie się w te wakacje na Sycylię, to mój wpis będzie dla was jakkolwiek przydatny :)

Do napisania!

podpis

Jeśli lubicie czytać Spódnice, to możecie dać temu wyraz klikając „Lubię to!” na Spódnicowej twarzoksiążce ;)

Ach, nie zapomnijcie jeszcze zaglądać do Spódnicowego Insta Raju

cropped-Sg.jpg

SPÓDNICOWY NEWSLETTER

Zapisz się, żeby nie przegapić niczego, co pojawia się na Spódnicach!

     
Loading...