Spódnice w górę!

Chłopy są jakieś inne

Niby nie powinnam się wypowiadać, bo co ja tam o tym wiem, ale wydaje mi się, że dzieci wychowuje się nie dla siebie, ale dla innych. Tak z założenia – trzeba je przygotować do dorosłego życia, nauczyć pewnych rzeczy, tak żeby kiedyś w przyszłości nie stały się wrzodem na tyłku ludzi, którzy będą wtedy z nimi żyć. I to się sprawdza. Ale tylko w przypadku połowy populacji.

Takie mamy podwójne standardy. Dziewczynki od małego są tresowane – uczy się nas porządku, obsługi podstawowych sprzętów AGD, przysposabia do zaprzyjaźnienia się z kuchenką, wprowadza w tajniki prania odzieży, naraża na kontakt z żelazkiem i takie tam. Generalnie im jesteśmy starsze, tym w więcej obowiązków domowych się nas angażuje, cobyśmy się później, będąc już na swoim, nie zdziwiły, że kibel to się sam jednak nie myje. Poza tym heloł – dziecko to nie święta krowa, nie trzeba koło niego skakać i podtykać wszystkiego pod nos, ma dwie rączki, a obsługa pralki czy odkurzacza to nie fizyka kwantowa. Zaraz – napisałam “dziecko”? Wróć, pomyliłam się. Powinnam była napisać “córka”. Bo akurat chłopców ta zależność zupełnie się nie tyczy.

Nie wiem, czy zdążyliście się zorientować, ale z jakiegoś powodu facetów wychowuje się w przekonaniu, że są cudem. Mogą rozrzucać skarpetki – bo są cudem. Mogą nie odnosić po sobie naczyń – bo są cudem. Mogą nie opuszczać deski – bo są cudem. I tak sobie żyją, robiąc beztrosko burdel w łazience, nieświadomi tego, gdzie schowany w domu jest odkurzacz, ani skąd biorą się w ich szafach czyste i wyprasowane ubrania. Idylla, meczyk i browarek. No może czasem jeden czy drugi zostanie zmuszony do skoszenia trawnika, ale umówmy się – większość i tak wyłga się od tego alergią na trawę albo ma to szczęście mieszkać w bloku, więc co najwyżej raz na dwa tygodnie przebiegnie się do kontenera z workiem ze śmieciami. A i tak znam takie przypadki, gdzie za faceta – mającego lat 40 – to mamusia wynosi śmieci. True story.

Czasem mam wrażenie, że bycie kobietą w niektórych domach, to jak praca w tajnych służbach. Uharujesz się jak dzika świnia, a efektów pracy nikt nie dostrzega. Bo to takie oczywiste, że obiad na stole i że w domu czysto. Po to zresztą kobieta jest facetowi potrzebna, wiadomo – wielbić i służyć.

Marzenia. Nie, kategorycznie tak bawić się nie będziemy. Choć patriarchat w co poniektórych przyczółkach nadal ma się całkiem dobrze, to w cywilizowanych warunkach obowiązują już całkiem inne reguły gry. Większością gospodarstw domowych powinna rządzić jedna, prosta zasada: “Coś zbrudził, posprzątaj”. To brzmi całkiem racjonalnie, prawda? Twój bajzel, twoje rzeczy, sam się tym zajmij. Ewentualnie drugim modelem idealnym może być jeszcze wymiana usług – na przykład takie “Ty gotujesz, ja sprzątam”. Co sprawdza się idealnie w moim przypadku, bo ja nie gotuje, ale za to sprzątam z dokładnością i zaangażowaniem godnym Haus Gestapo. To taka efektywna alokacja zasobów dla ogólnego pożytku i dobrostanu. Bo w końcu mieszkamy pod jednym dachem, jedziemy na tym samym wózku, dlaczego ktokolwiek w tym układzie miałby być bardziej uprzywilejowany, niż inni? W takim samym stopniu korzystamy z naczyń, czy łazienki, więc dlaczego nie mielibyśmy w takim samym stopniu partycypować w ogarnianiu późniejszego bałaganu?

Zawsze się zastanawiam, skąd to się bierze.  No bo co? Bo niby facet w pracy był, tak? I tak tam ciężko pracował, że po powrocie do domu należy mu się odpoczynek? Bo kobiety to niby nie pracują, co? No nie dość, że pracują i to równie ciężko, co faceci, to zazwyczaj po powrocie z tej pracy od razu zaczynają zaiwaniać na drugim etacie – w domu. Przekonanie, że to właśnie na kobietach powinien spoczywać główny ciężar obowiązków domowych to już tylko popłuczyny po archaicznych i od dawna już nieaktualnych wzorcach kulturowych. Czasy “wielb i służ” odeszły do lamusa, teraz już żadna z nas tak łatwo nie da się wmanewrować w podobny układ. Wyemancypowane, niezależne sucze z nas – nie potrzebujemy faceta, który będzie żywicielem rodziny, z tym same dajemy sobie świetnie radę. Facet ma być partnerem. I nikt za nim brudnych skarpetek zbierał nie będzie.

Ale wracając do meritum – traktowanie syna jak świętej krowy skutkuje tym, że kobieta robi krzywdę nie tylko sobie, ale też temu chłopakowi i kobiecie, która kiedyś będzie miała tę nieprzyjemność z darmozjadem mieszkać. Nikt nie skorzysta na tym, że dasz się zredukować do roli osobistej praczki i posługaczki. Dlatego nie hoduj sobie na własnym łonie kolejnego życiowego inwalidy. Proszę.

Do napisania!

 

SPÓDNICOWY NEWSLETTER

Zapisz się, żeby nie przegapić niczego, co pojawia się na Spódnicach!

     
Loading...